Zapraszamy na wywiad z poetą, pisarzem, satyrykiem Gregory'm Spisem 🔥
W.M. Zacznijmy od początku. Pamiętasz, jak to się zaczęło? Kiedy powstał Twój pierwszy wiersz?
G.S. Tak. Pamiętam doskonale! Może nie były to wiersze, ale teksty piosenek,
takie proste. Miałem wtedy ‘naście’, czasy L.O. i grałem na gitarze teksty innych poetów ale pisałem również swoje teksty. Pamiętam początek. „Ciepłą
wolnością jest ciało kobiety...”. Był to tekst o wolności i został napisany dla
zespołu rockowego Dama Pik, który nagrał ten utwór w studiu radiowym.
Miałem, to gdzieś na taśmie, ale... Szkoda, że nie było wtedy takiej możliwości
szybkiego zapisu cyfrowego, bo wszystko, prawie wszystko przepadło w
notesach, czy zeszytach, które zaginęły bezpowrotnie, w tylu pożarach, w moim
życiu. Mówię tak dlatego, że powszechnie mówi się, że każda przeprowadzka,
to jak pożar domu. Ale parę tekstów udało mi się po latach odtworzyć z pamięci
i lekko przerobić.
W.M. O czym piszesz najczęściej i najchętniej?
G.S. Kiedyś pisałem o tym, co dyktował mi wewnętrzny bunt wobec
rzeczywistości, czy o miłości. Chociaż pamiętam, że od początku wtrącał się
tam sarkazm, ironia. Nie wiem skąd się to u mnie wzięło, ale ja byłem trochę
prześmiewczy w stosunku do ludzi i samego siebie od samego początku. Taka
nastoletnia zadziorność. Może dlatego, że to, co mówiłem, było zabawne i
dziewczyny, czy koledzy reagowali na moje teksty, czy komentarze śmiechem.
Dzisiaj też staram się wyłapać z rzeczywistości te fragmenty, które wydają mi
się istotne i ważne, aby je opisać i uchwycić we frazie wiersza. Zwłaszcza w
tekstach kabaretowych, satyrycznych. Mogę się pochwalić, że jestem autorem
paru neologizmów, które wprowadziłem do języka polskiego. Bo dzisiaj, w
ramach poprawności politycznej, nie możemy obrażać idiotów, dlatego jeżeli
nie zgadzamy się z czyimś brakiem logiki, to możemy powiedzieć, że ten ktoś
jest bardzo „debiligentny”. Również, w celu uniknięcia wulgaryzmów, w
kwestii krytyki rozpasanego duchowieństwa, możemy powiedzieć, że mamy
dość tego „klerdolenia”. Wbrew pozorom, czasownik „klerdolić” nie jest
wulgarny, chociaż dobitnie podkreśla jałowość i zakłamanie przekazywanych z
ambony treści. Również taki neologizm jak „Antyreligiotyk”, wprowadza
łagodny klimat w kwestii zwalczania hipokryzji.
W.M. Czy poezję można tworzyć na zawołanie? Mam na myśli, na przykład prośbę
znajomego, który prosi o wiersz na jakiś temat.
G.S. Jeżeli chodzi o poezję, tego nie jestem pewien. Ale o teksty satyryczne i
ogólnie rzecz biorąc kabaretowe, to tak. Chociaż napisałem jeden wiersz pt.
„Covid 19, Niebieska rękawiczka”, i można powiedzieć, że został on napisany
na zawołanie, ponieważ chciałem zdemaskować cały ten absurd i zakłamanie w
związku z falą wirusa. Natomiast jeżeli chodzi o teksty kabaretowe, czy krótkie
formy na przykład zabawne dedykacje, to mogę się pochwalić, że jestem w
stanie napisać na poczekaniu dedykację dla czytelnika na podstawię kilku
informacji na temat jego osoby. Co można sprawdzić, bo sprzedałem ponad 400
egz. moich książek i każda dedykacja jest indywidualna i niepowtarzalna.
Zazwyczaj jest to parę zdań w formie prostej rymowanki, ale z zabawną puentą.
Oczywiście zdarzyło mi się również napisać parę tekstów na zamówienie i na
potrzeby chwili. Napisałem także tekst pt. „Piosenka o miłości”, który
przeznaczony jest dla wokalistki, kobiety. Dlatego sądzę, że można, ale nie
zawsze będzie to w zgodzie z naturalnym podejściem do wiersza.
W.M. Czy masz jakieś ulubione miejsce, w którym zapisujesz sobie strofy wiersza?
A może notujesz pomysły, z których dopiero potem wykluwają się wiersze?
G. S. Tak. Przeważnie laptop. Na szybko, w drodze to messenger, czasami
prosta kartka papieru. Pomysły przychodzą w różnych miejscach i o różnej
porze, dlatego, wszystko to, co jest pod ręką może się przydać. Jeżeli akurat
prowadzę, a wpadnie mi do głowy jakiś pomysł, to nagrywam go na komórce
itd.
W.M. Czy masz swoje ulubione miejsce do tworzenia?
G.S. Teraz moje życie wygląda trochę inaczej, bo rodzina, praca itd. Dlatego
w większości piszę w domu. Kiedyś - w pociągu, w autobusie, w pubach.
Najczęściej w pubach. Ale to były raczej próby zapisania pomysłu, nastroju
wiersza. Chociaż wiersz pt. „Krótkometrażowe tatuaże”, za który zdobyłem
pierwszą nagrodę w Londynie, napisałem od początku do końca przy stoliku,
latem, w pubie na wolnym powietrzu.
W.M. Kto lub co jest inspiracją do pisania? Czy pomysły czerpiesz z życia?
G.S. To jest temat rzeka! Powiedzmy, że ograniczę się tutaj tylko do wpływu
jaki miała i nadal ma na mnie literatura współczesna, poezja polska, angielska,
amerykańska, francuska, włoska i przede wszystkim cała popkultura jeżeli
chodzi o muzykę, film i codzienność. Oczywiście, że pomysły przychodzą do
głowy w wyniku obserwacji czy analizy rzeczywistości. Czyli z życia!
Najtrudniejsze jest jednak w tym wszystkim to, żeby nie popełnić plagiatu. Cały
czas jest ten lekki niepokój i stres, że przecież to już ktoś przede mną
powiedział, napisał. I tak w istocie jest. Tyle tylko, że współczesny poeta, pisarz
opisuje to, w oparciu o swoje doświadczenia i w dekoracjach naszej codzienności.
Najprostszym przykładem, który może nam lekko naświetlić tę kwestię, to
pytanie ile setek wierszy, piosenek powstało o miłości i nadal powstaje.
Pomimo tego, ludzie nadal są przekonani, że ich wiersz, tekst będzie choć
trochę inny, z innej perspektywy itd.
W.M. Kto jest Twoim ulubionym autorem? Poeta? Pisarz?
G.S. To jest bardzo trudne pytanie, ponieważ to się zmienia z dekady na
dekadę. Ja nigdy nie miałem do końca tak zwanego idola w literaturze, czy
poezji. Do tej kwestii, zawsze podchodziłem bardzo eklektycznie. Nigdy nie
było tak, że podobały mi się wszystkie wiersze i książki danego poety, czy
pisarza. To samo w popkulturze. Nie wszystkie utwory danego zespołu
powalają nas na kolana. Tutaj w grę wchodzi Gombrowicz i jego dojrzałość w
niedojrzałości i niedojrzałość w dojrzałości. Innymi słowy, czasami zdarzało mi
się czytać książki trochę później, niż nakazywał tego trend. Z różnych
powodów. Albo zostały napisane jak mnie nie było jeszcze w planie, albo jak
miałem już tę możliwość, żeby przeczytać, to akurat interesowało mnie coś
innego, inny nurt. Czasami odkrywałem pewne rzeczy za późno i nie mogłem
się dogadać z innymi, bo to już nie ten trend, nie byłem na czasie, jak to się
mówi. Ale bywało również tak, że czytałem pewne książki wcześniej, zanim
ukazały się w Polsce. Ta moja dzikość i brak synchronizacji z nurtem, wynikała
z mojej pasji do języka angielskiego, francuskiego, włoskiego, czy
niemieckiego. Na początku czytałem daną książkę po polsku, potem po
angielsku, ze słownikiem itd. To zajmowało sporo czasu. Czasami było na
odwrót. Dostałem w prezencie oryginał Johna Updike'a ‘Rabbit’. (Królik) Ze
słownikiem w ręku, nieprzespane noce itd. A wiemy, że Updike i jego sarkazm,
to nie są łatwe rzeczy. Albo pamiętam, jak próbowałem przebrnąć przez
oryginał Andre Gide’a, „Les Faux-monnayeurs” (Fałszerze). Ciężka powieść.
Ze słownikiem, masakra! itd. To ‘L’amant’ Marguerite Duras, to jest prosta
czytanka. Innymi słowy, traciłem dużo czasu, czytając książki dwa razy, albo i
więcej i nie zawsze byłem na bieżąco. To jest po prostu niemożliwe.
W.M. Wydaje mi się to znajome. Mam na myśli czytanie w poznawanym dopiero języku,
ze słownikiem w ręku. Dlaczego pisanie i jakie talenty rozwijasz poza tym?
G.S. Też się wiele razy nad tym zastanawiałem. Nie potrafię tego do końca
racjonalnie wyjaśnić. Może dlatego, że od bardzo wczesnych lat byłem
wychowywany w klimacie muzyki, wierszy. W domu było sporo książek. Mój
brat, który był starszy ode mnie o cztery lata, później studiował na akademii
sztuk pięknych, miał duży wpływ, podsuwał książki. Mama płaciła za
korepetycje, dodatkowe lekcje z języka, itd. Od pierwszej klasy szkoły
podstawowej i w liceum byłem angażowany do wszystkich przedstawień, kółek
teatralnych, akademii. Pamiętam, różne konkursy recytatorskie, grałem na
gitarze. Brałem udział w różnych imprezach organizowanych przez miasto itd.
No, i to, że mam bardzo dobre poczucie humoru i zacięcie kabaretowe, ta moja
słabość do sarkazmu, ironii, poezji, i literatury, filmu w ogóle. Myślę, że to
wszystko razem zdecydowało o tym, że w końcu chciałem coś z siebie wydusić.
W.M. Wyszło bardzo dobrze. Jaki jest Gregory prywatnie?
G.S. O boże! Jako ateista mówię ‘O boże!’ Najlepiej zapytać o to moją żonę,
która mnie znosi na co dzień, przez te wszystkie lata! Niestety, muszę przyznać,
że nie należę do ludzi, z którymi się łatwo współżyje. Ja do końca nie wierzę w
te wszystkie horoskopy itd. ale jako Wodnik, pomimo tego, że mam bardzo
dobre poczucie humoru na co dzień, to bywają dni, że wkrada się chandra i
niemoc. Miewam depresje. Wtedy, tak jak napisałem w jednym z moich tekstów
kabaretowych, „...zamiast żyć długo i szczęśliwie, to strofujemy się długo i
upierdliwie”. Wiadomo, że życie również nas nie głaszcze. Cały ten cyrk w EU,
tutaj w Anglii, czy w Polsce, niski poziom życia itd. Zwłaszcza w branży
niektórych ‘Wydawców’ mamy do czynienia z jakimś dziwnym tworem,
przypominającym prostytutkę, która mówi, że nie może do końca wykonać
usługi, bo musi być poprawna politycznie i dlatego możemy ją tylko oglądać
nago przez szybę jak zabiera nasze pieniądze, bez gwarancji, że książka się
ukaże na rynku. O sukcesie literackim już nie wspomnę!
W.M. Kto – jeśli tak jest – czyta Twoje wiersze, zanim rękopis trafi do wydawcy?
G.S. Zazwyczaj, pierwszym czytelnikiem jest Monika, moja żona. Potem, to
już zależy, kto w redakcji podejmuje się tego zadania.
W.M. Twoje życiowe motto lub ulubiony cytat to…?
G.S. Motto...? Tego jest wiele! Nic szczególnego teraz, na szybko, nie
przychodzi mi do głowy... Chociaż, takie bardzo uniwersalne może, to...”Szukaj, burz, buduj”.
Był kiedyś taki zespół, SBB i oni mieli to jako swoje
motto. Myślę, że to może znaleźć zastosowanie w każdej dziedzinie sztuki i w
życiu na co dzień.
W.M. Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę wielkiego grona czytelników 😊
G.S. Ja również bardzo dziękuję za zaproszenie do wywiadu. Mam nadzieję,
że będziemy mieli jeszcze okazję porozmawiać i przybliżyć czytelnikom moje
książki. Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników!
Dla Kredensu Literackiego Wioletta Milewska.
#GregorySpis #pamiętniktłumacza #wyproszonyzkokonu #poezja #satyra #wiersze #neologizm